Zapytacie może gdzie jest Pańcio? Pańcio wybrał się na Męską Wycieczkę, czy też, jak on sam twierdzi, do pracy - jeździ po Polsce i gra koncerty z kolegami. Taka praca :)
niedziela, 13 grudnia 2015
w pracy z psem
piątek, 6 listopada 2015
radość
To, że wyżeł to pies o szczególnych potrzebach, wiedzieliśmy zanim Vega pojawiła się w naszym domu. Czytaliśmy wszystko i wszędzie. Ale nie wszystko się potwierdziło. Na przykład Pańcia obawiała się bardzo pierwszej nocy i pierwszych dni. Przeczytałam, że szczeniaki często są smutne, piszczą za mamą, rodzeństwem, nie chcą jeść. Vega nie miała problemów z apetytem, a pisnęła tylko raz - kiedy została na swoim posłaniu a ja położyłam się do łóżka (jak to się skończyło - wiadomo; Vega śpi z nami do dziś, choć ostatnio zaczęła się usamodzielniać i wybiera kanapę w dużym pokoju). Czytaliśmy też wiele o szczególnych potrzebach ruchowych wyżłów, że to psy o ogromnej energii, którą trzeba "wybiegać". Więc od początku chodziliśmy na spacery, a potem trochę się dziwiliśmy, że pies ciągle śpi.
Vega, jak pewnie każdy wyżeł i każdy pies, szybko dostosowała się do naszego trybu życia i do miejsca w którym mieszkamy. Początkowo, jako bardzo mały piesek bała się miasta, ale oswoiła się i teraz przejście przez rynek nie jest dla nas żadnym problemem (rozpraszają nas tylko gołębie). Vega potrafi nawet grzecznie siedzieć w kawiarni (są w Cieszynie takie gdzie wpuszczają z psem) i z Pańcią w pracy. W domu Vega jest bardzo grzeczna i leży spokojnie na swoim posłaniu. Nadal spanie to jej główna aktywność.
Ale nic (może poza jedzeniem) nie sprawia V takiej radości jak bieganie wolno po łące pełnej zapachów. To jest żywioł wyżła i kiedy puścisz takiego wolno na dużej otwartej przestrzeni dopiero wtedy widzisz co to jest za pies. Radości nie ma końca, Vega potrafi biegać w koło, zataczając wielkie koła, a jej pysk wygląda jakby się śmiał. Myślę, że można mieszkać z wyżłem w mieście, ale to nie miasto sprawia psu radość. Łąka i las - to jest to!
piątek, 23 października 2015
na spacer zabierz psa
Przyszła jesień i to ta, której nikt nie chce i na którą nikt przy zdrowych zmysłach nie czeka. Jesień pełna deszczu, zimna i szara. Za oknem ponuro i ponuro robi się w naszych głowach. Wszystko na nie i nic się nie udaje. Ratujemy się jak możemy: grzane wino, czekolada i oczywiście - spacer z V. Choć pogoda dziś nie zachęcała do wyjścia, przez chwilę wyglądało nawet na to, że się rozpada, postanowiłyśmy się przemóc i wyjść. Byłyśmy na długim spacerze nad Olzą, po czeskiej stronie. W taki ponury dzień, kiedy chmury wiszą nisko nad ziemią, tereny spacerowe świecą pustkami. Vega biega wolno, a moje myśli odbiegają od codzienności. I to właściwie tyle. Nie znam lepszej terapii na jesień.
ps: na tym zdjęciu Vega nie jest dobrze widoczna, ale za to jakie piękne drzewa :)
wtorek, 13 października 2015
romantyczny wieczór
Czy żyjąc z psem pod jednym dachem możemy jeszcze liczyć na romantyczne wieczory? Oczywiście! Tylko, że ten romantyzm przybiera nico inną barwę i zapach. Kilka dni temu nasz romantyczny wieczór oparty był o dwa podstawowe produkty: tradycyjne wino i mniej tradycyjny - preparat przeciw pchłom i kleszczom (romantyczne płonące świece musieliśmy sobie darować bo spray jest łatwopalny). Kilka tygodni temu zdjęłam Vedze obrożę przeciw insektom, ale powód złapania pcheł był inny - to był mój błąd; na kilka godzin zostawiłam Vegę samą z Pańciem. Kiedy wróciłam na pyszczku psa zauważyłam pchły. Pańcio wyjaśnił, że owszem, coś zauważył, ale jakoś tak, nie przejął się. Prawdopodobnie V wsadziła nos w jeża, który odwiedził nasz ogród i w ten sposób nabawiła się pcheł. Szybko zadziałaliśmy i już mamy po problemie. A jak powiedziała moja Mama: pies musi mieć pchły chociaż raz. To chyba taka psia inicjacja ;)
wtorek, 22 września 2015
jesień i wiewiórki
Musze przyznać, że ja - Pańcia nie lubię lata. Lato wydaje mi się nudne: świeci słońce, jest gorąco i nigdzie nie można iść z psem bo jest zbyt ciepło. Za to bardzo lubię jesień, taką właśnie Złotą Polską Jesień, wymarzoną, kiedy świeci słońce, drzewa mienią się wszystkimi kolorami, a wiewiórki wesoło kicają wśród liści... chwileczkę, o tych wiewiórkach to dopisek Vegi. Bo Vega bardzo lubi wiewiórki, mocno ją te małe stworzenia interesują. W naszym ogrodzie zalęgły się aż dwie i toczą ze sobą nieustanne boje. Bo wiewiórka to zwierzę samotnik. Wiewiórki bywają razem tylko raz w roku, w określonym celu a potem odchodzą w swoją stronę. I nawet szyszkami dzielić się nie chcą choć jest ich na drzewie tyle, że najadłoby się ze sto wiewiórek.
Vega wypatrzyła wiewiórkę na drzewie, a ta, jako, że towarzystwa nie lubi, ani myśli zejść i pobawić się z Vegą. Zaraz, zaraz! To miał być wpis o Złotej Polskiej Jesieni a jest o wiewiórkach! Czy to jest jakiś vedźy podstęp?
równica
"Gdybym mieszkała nad morzem codziennie spacerowałabym po plaży" - tak się wydaje każdemu, kto nad morzem bywa raz w roku. Znam jednak ludzi, którzy mieszkają nad morzem ale na plażę nie chodzą. Jak ich spytać kiedy ostatnio maczali stopy w morzu odpowiedzą, że nie pamiętają. Podobnie jest z nami i górami. Wstyd się przyznać, ale w góry chodzimy może raz do roku, a mamy je tuż za miedzą. Nasze postanowienie na jesień to zmiana tych godnych potępienia przyzwyczajeń. Zaczęliśmy od Równicy. Godzinka szybkiego marszu i zdobyliśmy szczyt! Pod górę wchodziło się super, zwłaszcza Pańci, bo miała przywiązaną do siebie Vegę, którą wystarczyło tylko odpowiednio zmotywować a wciągała na górę i Pańcia prawie się nie zmęczyła.
Nasz plan na jesień jest prosty: zdobywamy szczyty Beskidu Śląskiego!
Nasz plan na jesień jest prosty: zdobywamy szczyty Beskidu Śląskiego!
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
szczęście
W niedzielę rano przeczytałam wstrząsający wywiad z Suki Kim autorką książki "Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit" Autorka była wykładowcą na "uniwersytecie" w Korei Północnej. Oto fragment wywiadu: "Oni myśleli, że wewnętrzny intranet, którym się posługiwali, to jest internet. Nie mieli pojęcia, że istnieje sieć, która łączy cały świat. A to była przecież uczelnia techniczna!"; albo: "W ramach jakiejś kolejnej wycieczki zabrali wszystkich wykładowców do wielkiej biblioteki w Pjongjangu. Kiedy wróciliśmy, moi studenci desperacko próbowali się dowiedzieć, czy widziałam tam jakichkolwiek ludzi w ich wieku. Zrozumiała, że oni nie wiedzą, gdzie są ich przyjaciele! Że nic nie wiedzą, są odcięci od informacji i nie wolno im nawet dzwonić do rodziców."
Po lekturze zabrałam Vegę na spacer. Poszłyśmy na czeską stronę Cieszyna, przez granicę na rzece przeszłyśmy jak zwykle, przez most. Od dawna już nikt tu nie sprawdza dokumentów i szczerze mówiąc - nie noszę ich ze sobą; na spacer z psem nie zabieram portfela, ani dowodu, a jedynie chrupki dla psa, worki, telefon. Przed wejściem do Parku Sikory (to piękny park w Czeskim Cieszynie, polecam jeśli ktoś będzie w okolicy, a i piwa można się tam napić, jak to w Czechach) stała policja. Policjanci i policjantki zatrzymywali rowerzystów. W jakim celu? Byłam ciekawa, więc też podeszłam. Okazało się, że policja promowała akcję bezpiecznej jazdy na rowerze, rozdawała ulotki i odblaski. Pomyślałam, w jakim cudownym świecie żyjemy! Nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo wolność jest jak powietrze - zauważasz, dopiero kiedy ktoś ci je odbierze. Wielu z nas narzeka, że mało zarabia, że ma kiepską pracę, kiepską umowę, kredyt... Ale mamy też dużo szczęścia: możemy mówić o tym, co nas boli głośno. I możemy iść na spacer z psem do Czech, napić się pysznego czeskiego piwa i uśmiechać się do ludzi siedzących obok.
sobota, 22 sierpnia 2015
v
Ostatnio nieco zaniedbaliśmy się na naszym blogu za co przepraszamy. Na usprawiedliwienie mamy głównie fale upałów, które wyjątkowo nie przypadły nam do gustu; Vega całymi dniami spała do góry brzuchem, wychodziliśmy na spacery jedynie w noc. Teraz wracamy do życia i znów biegamy po lasach i łąkach. Przez ten czas zdarzył nam się jeden wypadek: Vega znów podbiła sobie oko podczas zabawy w ogrodzie. Zdarzyła nam się też chyba miłość - Mailo - piękny seter irlandzki, może kiedyś zdobędziemy zdjęcie to oczywiście je tu zamieścimy
W te wakacje Pańcia postanowiła zrobić coś, co przez lata odkładała, a co teraz zaczyna się wydawać niezbędne. I tak od miesiąca robię prawo jazdy! Głównym powodem jest rzecz jasna pies, którego trzeba wozić na wycieczki. A i nasz blog na tym zyska bo już się trochę robi nudno kiedy na zdjęciach tylko my a w tle Cieszyn. Miejmy nadzieję, że na prawo jazdy nie przyjdzie nam czekać zbyt długo i będziemy mogli opisywać tu kolejne przygody.
czwartek, 30 lipca 2015
zasady
Urodziny Vegi to także czas podsumowań. Opinie jakoby z wyżełkiem sobie nie poradzimy okazały się całkowicie chybione. Wybraliśmy rasę świadomie, bo chcieliśmy z psem uprawiać sport i chodzić na długie spacery. Ostatnio w internecie kilka razy natknęliśmy się na informacje o porzuconych wyżłach weimarskich lub takich, które właściciele chcą oddać. Niestety, wyżełki padają ofiarami swojej urody. Bo wyżeł weimarski to pies piękny, niektórzy mówią "dostojny" (nam ta ostatnia cecha wydaje się trochę na wyrost bo dobrze znamy Vegę, która leży tu teraz obok mnie i liże na przemian swoja i moją łapę). Ale to także pies wymagający: dzięki aplikacji w telefonie liczymy kilometry spacerów i tygodniowo jest tego około 50 km. Chodzimy też z Vegą na szkolenia posłuszeństwa, raz a czasem dwa w tygodniu. Vega jest w domu bardzo grzeczna, ale głównie dla tego, że jest zmęczona po spacerze. Od kiedy mamy Małą przestałam chodzić na siłownie bo zwyczajnie brak mi już czasu i sił. Smucą nas też doniesienia, jakoby ktoś trzymał weimara w kotłowni czy kojcu, bo to pies bardzo towarzyski. Vega siedzi w ogrodzie jeśli my tam jesteśmy, ewentualnie pies sąsiadów, z którym się bawi. Samotne przebywanie w ogrodzie czy w domu nie jest dla wyżełka.
I tak: weimar najlepiej czuje się na łące, puszczony wolno, biegnąc przed siebie razem ze swoim człowiekiem.
2 lata!
Nasza Mała ma już dwa lata! Czyli jest już całkiem dużym pieskiem. Nawet spoważniała ostatnio i zaczęła szczekać częściej, chociaż głównie w nocy jak już ktoś bardzo hałasuje w pobliżu naszego domu. Przychodzi też na zawołania! Oczywiście wcześniej też przychodziła, jakieś 5 na 10 razy, ale obecnie to już jest 9 na 10! Są takie dni, że myślę sobie: "jaki to jest grzeczny pies!" i zaraz w myślach dodaję: "pewnie zaraz coś wymyśli". I rzeczywiście często po tej refleksji o grzecznym psie Vega, jakby czytała w moich myślach, biegnie zjeść jakiś zakazany przysmak porzucony na łące czy w lesie.
Vega ma już dwa lata ale to nie znaczy, że przed nami nie ma już żadnych wyzwań! Jesteśmy bowiem ambitne i już na jesień może dostarczymy porcji informacji o sukcesach Vegi no i moich. Teraz cicho sza - nie zapeszamy.
W ramach obchodów zostały zjedzone pyszne parówki (podobno z szynki), a na poczęstunek został zaproszony najlepszy przyjaciel V - Kaktus.
piątek, 17 lipca 2015
Szczygieł
Kolejna lektura obowiązkowa na lato "Szczygieł" Donny Tartt. Oczywiście każdy kto czyta, szybko się zorientuje w podobieństwie do Salingera. I oczywiście można sięgnąć po samego Mistrza, tylko że Mistrz nie napisał tego aż tak wiele. A z Salingerem jest tak: bierzesz do reki jego książkę pierwszy raz, zawalasz oczywiście noc i rano biegniesz do biblioteki czy księgarni po kolejne jego książki. "Wyżej podnieście strop cieśle" czytała... już nawet nie pamiętam ile razy. "Szczygieł" jednak dzieje się współcześnie, w Nowym Yorku, Las Vegas i Amsterdamie (część książki rozgrywająca się w Las Vegas jest wyjątkowym opisem pustki). Książka trzyma w napięciu, odwracasz stronę i myślisz: jest już późno trzeba iść spać, albo muszę popracować, ale odwracasz tylko kolejna kartkę.
W upalne dni zwykle zostajemy w domu i dopiero wieczorem wybieramy się na spacer. A jeśli są wakacje a my akurat nie wylegujemy się na niebiańskiej plaży, najlepiej umilić sobie czas taką właśnie lekturą. Vega psi a ja czytam.
poniedziałek, 13 lipca 2015
Dziadkowie i Arko
Moi Dziadkowie byli miłośnikami psów, których przez nasz dom przewinęło się sporo, różnej rasy, bez rasy, i różnej maści. Ulubieńcem był jednak Arko. Owczarek niemiecki był bohaterem opowieści jakie w dzieciństwie opowiadała mi Babcia. Arko był drugim w Polsce owczarkiem niemieckim po wojnie. Ze zrozumiałych względów ta właśnie rasa źle się kojarzyła Polakom, ale niechęć nie mogła trwać długo, bo owczarki mają tyle zalet i są tak wspaniałymi psami pracującymi chętnie z człowiekiem, że zwyczajnie musiały wrócić "do łask".
To własnie Arko był powodem decyzji moich Dziadków aby zamieszkać w Zabrzu. Dziadkowie przez lata powojenne mieszkali w Berlinie. Tam się poznali pracując razem w polskiej ambasadzie. Kiedy wracali do Polski mogli zamieszkać w wielu miastach: Dziadek był sędzią i ze swoim wykształceniem, zdobytym jeszcze przed wojną na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu - osobą wyjątkowo pożądaną w każdym polskim mieście, bo ludzi z jego wykształceniem zwyczajnie nie było. Moi Dziadkowie wybrali jednak Zabrze, bo tylko w tym mieście proponowano im dom z ogrodem, a ten wydawał im się niezbędny dla Arka. I tak Arko zdecydował o ich dalszym życiu, a chyba także i moim.
Przeglądając rodzinne albumy ciągle natrafiam na zdjęcia psów i kotów, pełnowartościowych członków rodziny.
czwartek, 25 czerwca 2015
zapach wakacji
Wczoraj poczułam wakacje! Racjonalnych przesłanek ku te mu nie ma, bo urlop zaczynam za miesiąc, a na biurku stos papierów, książek, domagających się przeczytania, tekstów domagających się napisania, ale... Myślałam, ze Cieszyn mam już całkiem poznany, a tu odkryliśmy nowe cudne tereny. Idąc w kierunku Bielska ciągną się pola łąki i lasy. Jest cudownie, słychać tylko ptaki. Gdzieś w zbożu zauważyłam rogi sarny, ale szczęśliwie Vega się nie połapała. Pachniało zupełnie jak na wakacjach. Pewnie też pamiętać z dzieciństwa te wakacyjne wyjazdy na wieś do dziadków/ ciotek/ wujków. Ja jeździłam pod Nowy Sącz do rodziny Babci i do Pucka - rodzina Dziadka. Chodziło się po polach i wydawało się, że można iść tak bez końca.
Na zdjęciu widzimy, oprócz Vegusi oczywiście, Pańcia, który mimo zmęczenia po całym dniu pracy i weekendowych graniach, wybrał się z nami na tą eskapadę.
poniedziałek, 22 czerwca 2015
nauka pływania
Nauka pływania to chyba za dużo powiedziane. To raczej oswajanie z wodą. Ale są postępy! Od kiedy Vega jako mały szczeniak weszła na lód, który to podstępnie się pod nią załamał, skutkiem czego pies wpadł do zimnej wody, jakoś nie ma wielkiej ochoty na pływanie. Ale tez już się wody nie boi. Jeśli wchodzimy razem, albo najlepiej z drugim psem, Vega nie przejawia większych obaw, przynajmniej do chwili kiedy pod łapami czuje grunt. Niestety nie doszliśmy jeszcze do momentu, żeby Vega pływała. Długie łapy pozwalają wchodzić dość głęboko bez obawy. No i tak ciągle czekamy na tą chwile kiedy Vega odkryje pływanie. Ale spokojnie, co się odwlecze...
jakie perfumy wybrać na dziś?
To zdjęcie "obiegło świat" pod hasłem "Jakie perfumy wybrać na dziś?". I rzeczywiście na lustrze stoją flakoniki z perfumami, którymi to Pańcia się oblewa w trudnym do odgadnięcia przez psa celu. Pańcia zdaje sobie sprawę, że takie perfumami się spryskiwanie dla Vegi może być dziwacznym ludzkim rytuałem. Tym bardziej zdziwiłam się widząc zainteresowanie Vegi i wietrzenie nosem na półce. Szybko jednak zorientowałam się, że na samej górze, na ramie lustra położone są rogi znalezione na łące. Koziołki zrzucają takie rogi wiosną i my je znaleźliśmy. Ten zapach musi przyciągać! Nie tam jakieś Chanel i inne człowiecze dziwactwa. Rogi sarenki, to jest to!
Przy okazji musimy podzielić się pewnym spostrzeżeniem czy uwagą. Otóż o tej porze roku trzeba bardzo w lasach i na łąkach uważać. Różne zwierzęta maja małe i nasz pies, który ogólnie nie wydaje się groźny, może się jednak okazać, powiedzmy - niepożądany. My chwilowo postanawiamy omijać pewne tereny, o których wiemy, że może się tam czaić coś małego, co jeszcze nie jest zdolne do ucieczki. Nie chcemy mieć przecież na sumieniu małej sarenki czy innego zwierzęcego dziecka!
niedziela, 21 czerwca 2015
rozmowy ze zwierzętami
Kolejna pozycja obowiązkowa na liście lektur zwierzolubów. Zaczytujemy się z Vegą zwłaszcza że dzisiejszej niedzieli deszczowo i zimno za oknem. Książka pełna humoru a autor wyjątkowy. Bo Konrad Lorenz to laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii. Zacytujemy tu fragment, którego tematyka zbliżona jest do naszych wpisów o zniszczeniach poczynionych przez Vegę w naszym domu. Lorenz pisze o tym z uśmiechem, ale także - mądrością.
"Moją opowieść zaczynam od ciemnej strony współżycia ze zwierzętami, ponieważ to, w jaki sposób jesteśmy gotowi ją znosić, stanowi miarę naszej miłości do nich. Wyrażam w tym miejscu dozgonną wdzięczność moim cierpliwym rodzicom, którzy tylko kiwali głowami lub pobłażliwie wzdychali, kiedy jako uczeń czy młody student przynosiłem do domu potencjalnego sprawce szkód, nowego lokatora. A ile przez te wszystkie lata musiała znieść moja żona! Bo czyż można wymagać od własnej żony, żeby przymknęła oko na oswojonego szczura, który biega po mieszkaniu, wygryza małe ładne kółeczka w pościeli i mości nimi swoją norę? Która żona potrafiłaby patrzeć spokojnie, jak papuga obgryza wszystkie guziki z prania, które schnie rozwieszone w ogrodzie? Albo jak oswojona dzika gęś nocuje w naszej sypialni, a rano wylatuje z niej przez okno? (Nie wpuszczajcie dzikich gęsi do mieszkania!) Co powiedziałaby inna kobieta, gdyby się okazało, że ładne niebieskie plamki, którymi śpiewający ptak przyozdobił meble i firanki po zjedzeniu jagód czarnego bzu, absolutnie nie schodzą. Co by powiedziała gdyby... i tak dalej przez następnych dwadzieścia stron!"
Może mamy jakąś obsesję na punkcie zniszczeń, ale osobiście uważam, że mówienia o nich nigdy zbyt wiele. Może gdyby ludzie wiedzieli jakie zagrożenia wiążą się z zamieszkaniem w ich domu zwierzaka, nie braliby psa/kota/czegoś innego tak pochopnie.
A książkę polecamy serdecznie, jesteśmy jeszcze w trakcie czytania, więc może pojawią się kolejne dotyczące tej lektury wpisy. Rzecz jest niebagatelna zwłaszcza, że autor opisuje swoje życie pod jednym dachem z bardzo osobliwymi zwierzętami.
Konrad Lorenz, Rozmowy ze zwierzętami. Wyd. WAB, Warszawa 2014.
Ps: a jeszcze słowo dotyczące cen książek, które podobno są za drogie. Książka kosztowała nas 29 zł, a zatem niej niż obiad dla dwojga, a zostanie z nami dłużej, przynajmniej jeśli Vega nie zdecyduje inaczej :)
wtorek, 16 czerwca 2015
róż i już
Jak cudny jest mój pies! Jak cudne łapki ma! Choć tu akurat możemy podziwiać tylko jedną z łap i część korpusu. Kiedyś te łapki były całkiem różowe. Kiedy Vega była "nowa" miała różowe łapki i brzuch. Brzuch różowy pozostał, choć zmienił nieco odcień, ale łapki... powiedzmy, że trochę się wysłużyły. Czasem jeszcze odzyskują częściowo swój pierwotny kolor, zwłaszcza po długim spacerze w deszczu. Vega w lipcu będzie obchodzić swoje drugie urodziny, więc nie jest już różowym szczeniaczkiem. Takim całkiem dorosłym psem też jeszcze nie jest. Często jesteśmy pytani czy to młody piesek. A to już całkiem duży pies i duże łapy.
piątek, 29 maja 2015
o choroba!
Wczoraj przyplątało się do nas choróbsko. Vega zwykle ma w zwyczaju budzić mnie o 6 rano (Pańcio oczywiście smacznie sobie śpi) bo chce już wyjść na dwór. Tym razem w ogóle nie chciała wstać, a kiedy ją w końcu do tego namówiłam powłóczyła tylnymi nogami. Kolega zawiózł nas samochodem do weterynarza, bo nie chciałam ryzykować przechadzki kiedy V była w takim stanie. Pani weterynarz wpakowała Vedze zastrzyki i wróciłyśmy do domu. Ponieważ jedno z podejrzeń mówiło, ze V przewiało postanowiłam ją dogrzać i tak: napaliłam w piecu i nakryłam psa kocem. Pies przespał właściwie cały dzień a dziś obudził się już zdrowy. Profilaktycznie odwiedziłyśmy znów weterynarza i tam się dowiedziałyśmy, że Vega będzie zdrowa, że to nic poważnego, tylko jakieś przesilenie i że musimy przez kilka dni uważać i ograniczać nasze "rutynowe" szaleństwa. Ta ostatnia sprawa trochę nas zmartwiła, no bo jak to tak, weekend bez szaleństw? Dozwolony jest tylko krótki spacer i to na smyczy. No nic, jakoś to musimy przeżyć. Razem z Pańciem cieszymy się, że Vedze nic nie jest, bo rzecz wyglądała źle i wystraszyliśmy się nie na żarty.
piątek, 8 maja 2015
same
Kończy się tydzień, a przed nami kolejny aktywny weekend. W tygodniu większość czasu spędzamy z Vegą same. Pańcia czasem chodzi do pracy ale na krótko, natomiast Pańcio jest bardziej zajęty. I tak Vega i ja samotnie spacerujemy i przyznam, bardzo to lubię. Vega pewnie by wolała, żeby wszyscy byli cały czas razem. Najbardziej szczęśliwa jest gdy spędzamy razem czas we troje. Niestety nie może tak być ciągle. Jeśli chodzi o mnie - Pańcię uwielbiam spacery z Vegą, sam na sam, dwie dziewczyny same na łące, albo w lesie. Vega czasem przegania zwierzynę, Pańcia czasem wpadnie do potoku. Jest cicho i spokojnie. Nie ma rozmów, śmiechu. Jesteśmy tylko my i otaczająca nas przyroda.
Lubię wspólne spacery kiedy Pańcio jest z nami, a nie w pracy, jak ma to w zwyczaju przez większość dni w tygodniu. Lubię spotkać się z koleżanką i wspólnie z nią spacerować. Ale lubię też być na spacerze tylko z Vegą. A może lubię to najbardziej?
Lubię wspólne spacery kiedy Pańcio jest z nami, a nie w pracy, jak ma to w zwyczaju przez większość dni w tygodniu. Lubię spotkać się z koleżanką i wspólnie z nią spacerować. Ale lubię też być na spacerze tylko z Vegą. A może lubię to najbardziej?
poniedziałek, 4 maja 2015
po weekendzie
Powrót do normalności po długim weekendzie bywa trudny. Przede wszystkim gościliśmy znajomych, co dla Vegi było nietypowym doświadczeniem; dom był pełen ludzi. Najtrudniejsze było jednak towarzystwo Kolegi Mikołaja - jedynej osoby, której sie Vega boi. Z niewiadomych przyczyn Vega przed Mikołajem ucieka, szczeka, nawet wabiona kością z golonki nie przełamała swoich obaw. Ale dziś już wszystko wróciło do normy i pies razem z człowiekiem odpoczywają po majówce przy lekturze.
piątek, 1 maja 2015
Diego
Na spacerach zawieramy liczne znajomości. W niedzielę w Ustroniu poznaliśmy Diego, czteromiesięcznego doga argentyńskiego. Diego za pół roku pewnie będzie wyglądał tak, że strach się bać, ale chwilowo jest największym znanym nam słodziakiem. Właściciele białego doga chętnie pozwalają bawić się psu z innymi psami, co jest bardzo ważne - pies się w ten sposób socjalizuje. Brak takich spotkań, jak widziane na zdjęciu, może spowodować, że dorosły pies będzie agresywny wobec innych psów. Vega okazała się chętną partnerką do zabaw, choć jak zwykle, trudno ją było dogonić. Diego tylko stał i obracał się wokół własnej osi wodząc za Vegą wzrokiem, kiedy ta dostała ataku tak zwanego "szalonego pieseła" i obiegała cały wybieg. Na zdjęciu widzimy typowe dla psiaków zaczepki i próby podgryzania. Aż miło było patrzeć na tą psią przyjaźń.
skoki
Lubimy skoki! Czasami ktoś nas pyta skąd taki wybór, wybór akurat wyżła. Przyznajemy, jest wiele wspaniałych ras i wiele wspaniałych psów wielorasowych. Wybraliśmy wyżełka bo lubimy skoki. Lubimy długie spacery, lubimy bieganie, lubimy bliskość przyrody. Przyjaźń z wyżełkiem oznacza wzmożoną aktywność. Człowiek jest leniwy i czasem chciałby tylko siedzieć na kanapie, zwłaszcza kiedy pogoda nie jest wyjściowa. a tu nie, trzeba iść.
W ostatnią niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę do Ustronia. Nad rzeką Wisłą znajduje się tam wybieg przeznaczony dla psów. Są przeszkody, jest spora przestrzeń, tak że pies może i pobiegać i poćwiczyć. Świetna sprawa, powinno być więcej takich miejsc. Wszyscy bawiliśmy się doskonale. Vega szybko uczyła się komend i chętnie się bawiła (jak to ona).
Lubimy niedziele! Kiedy cała nasza trójka wspólnie wybiera się na spacery, wycieczki i wspólnie przeżywa kolejne przygody.
niedziela, 19 kwietnia 2015
Księżna Pani
Pies w nasze życie wprowadza element zabawowy i komiczny. Element zabawowy dla przykładu: układ pomieszczeń w naszym mieszkaniu pozwala chodzić dookoła przez dwa połączone ze sobą pokoje i przedpokój, kiedy Pańcia tak sobie idzie, a pies idzie za nią, Pańcia czasem przyśpiesza. Pies oczywiście natychmiast także przyśpiesza, Pańcia zaczyna biec, to i pies za nią biegnie (to jest w ogóle w naturze psa, że jak coś biegnie to trzeba pobiec za nim, inaczej się nie da, chyba, że jest się bardzo zwyrodniałym i zgnuśniałym przedstawicielem gatunku). Kiedy Vega dogania Pańcie łapie ją ząbkami, delikatnie, ale znacząco, jakby mówiła: "złapałam cie!". Element komiczny wymyślamy sobie trochę sami, a trochę Vega nam w tym pomaga. Często psa przezywamy, nie brzmi to dobrze, ale to są miłe przezwiska, tak przynajmniej my uważamy, a Vega nie protestuje. Ostatni przylgnęło do Vegi imię Klucha, pewnie ze względu na gabaryty, niemałe naszego psa. Istnieje też zdrobnienie tego imienia - Klusia, a od tego idzie piosenka "Ta Vega ta Klusia ta Misia jest milusia", lub w bardziej "poważnej" wersji: "Ta Vega ta Klucha ta Micha jest milucha". Vega nazywana jest też Kangurzątkiem, Pchełką i Fasolką, ostatnie występuje w zdaniu: "Idziemy na polko Fasolko". Na tym zdjęciu można ją nazwać jedynie Księżniczką - Księżniczką na Ziarnku Grochu - ewentualnie - hrabianką; "Hrabina zaniemogła na globus". Nawet jeśli wygląda na to, że z psa się naśmiewamy, to Vedze to nic a nic nie przeszkadza, bo ma duży dystans do siebie i dobrze wie, że i tak jest najwspanialszym psem na świecie.
piątek, 10 kwietnia 2015
zniszczenia
Kilka dni temu nasz znajomy wyznał, że ma dość swojego psa, że ten go denerwuje bo niszczy. W rozmowie uczestniczył Pańcio, więc Pańcia zna problem jedynie z relacji Pana Męża. Rzecz skłoniła nas do pewnych przemyśleń. Przede wszystkim należy obalić mit, że pies w rodzinie to jedynie przyjemności - chociaż są to głownie przyjemności, ale dziś nie o tym. Po pierwsze: pies niszczy. Zwłaszcza jeśli weźmiemy szczeniaka możemy być pewni, że poniszczy wszystko, co się znajdzie w promieniu rażenia jego ząbków i łap. Może są jakieś niezwykłe wyjątki, pieski, które nic od swej wczesnej maleńkości nie zniszczyły, ale raczej bym się na to nie nastawiała. Do poniesionych przez nas strat należą: pogryzione meble, krzesła, stół, łóżko, wygryziona czy wykopana (dokładnie nie wiemy) dziura w kanapie, pogryzione buty (jedne nawet dość drogie, ale genialny szewc je uratował i nadal służą Pańci), pogryziona bielizna (fiszbiny są wszak stworzone do gryzienia!), porozrywane poduszki (co widać na załączonym obrazku), podarte poszwy, rozkopany ogródek... Ostatnio ofiarą padł świąteczny koszyczek i poświęcony baranek wielkanocny, co obudziło w nas nadzieję, że może nasz pies jakoś dzięki skonsumowanej święcące sam sie jakoś "uświęci".
Już ta krótka i zapewne niepełna lista pokazuje, że pies niszczy. Szczęśliwie nasze meble nie należą ani do najdroższych ani do najnowszych. Kilku rzeczy było nam jednak żal. A kilku innych - nie. No bo co właściwie zrobić z takim świątecznym barankiem? Pewnie jeszcze długo byśmy się zastanawiali, a tak - mamy problem z głowy.
Jeśli decydujemy się na psa musimy niestety wliczyć w koszta tej przyjaźni pewne zniszczenia. Nie mogę napisać, że się nigdy na Vegę nie zdenerwowałam, bo zdenerwowałam się wiele razy. Ale nie wyobrażam sobie już bez niej życia bo jest cudnym psem. A że zjadła to i owo? Przyjaciele są znani z tego, że wyjadają nam z lodówki, a Vega wyjada też rzeczy z pozoru niejadalne. Ale czy to duża cena za przyjaźń - nie sądzę.
ps: A że nie chcę odszczekiwać powyższej deklaracji skrzętnie trzymam buty pod kluczem.
czwartek, 26 marca 2015
Babcia
W tym tygodniu pożegnaliśmy moją Babcię. To ona mnie wychowała, nauczyła wielu rzeczy, ale chyba przede wszystkim nauczyła mnie miłości do zwierząt. Babcia przed snem opowiadała mi bajki, ale nie takie zwykłe, o smokach i księżniczkach, ale o psach. Głównym bohaterem opowieści był Arko - owczarek niemiecki, czasem występował też w nich kot syjamski - Micek. Pies i kot mieli różne przygody, jak to zwierzaki. Kot czasem bywał niegrzeczny, pies - nigdy. Arko pojawił się w mojej rodzinie kiedy dziadkowie mieszkali w Berlinie. Potem przywieźli go do Polski i był to jeden z pierwszych owczarków niemieckich w Polsce po wojnie. Nigdy nie poznałam Arka, bo umarł wiele lat przed moimi narodzinami, ale zawsze czułam, że to też trochę mój pies. Dziadkowie mieszkali obok sądu w dużej willi, która później została przemianowana na prokuraturę, czy archiwum sądu. W tym domu, w ogrodzie, pod jabłonią zakopano Arka, kiedy umarł. Może do dziś obok zabrzańskiego sądu leżą kości Arka.
Kiedy Babcia przyjeżdżała do nas zawsze witała się z Vegą i naszym królikiem. Kochała wszystkie zwierzęta a one kochały ją. Podczas wakacji Babcia jeździła często do naszej rodziny nad morze. Tam odwiedzała duże gospodarstwo, gdzie psy pracują razem z ludźmi i pilnują obejścia. Takie psy często cały dzień siedziały w kojcu i tylko na noc były wypuszczane dzięki czemu nikt niepowołany nie mógł wejść na posesje. Do kojca nikt nie wchodził, bo psy były groźne. Oczywiście Babcia widziała to inaczej i po każdym obiedzie wchodziła do kojca niosąc psiakom resztki z obiadu.
Babcia świetnie pływała. Przez chwilę nawet myślałam, że odziedziczyłam tę umiejętność po niej, ale wuj rozwiał moje nadzieje mówiąc, że Babcia świetnie pływała w morzu. A to nie lada wyczyn, bo dobrze pływać w basenie to nie sztuka, ale morze i morskie fale - to jest wyzwanie.
Babcia nigdy nie upiekła ciasta, przynajmniej ja sobie nie przypominam takiej okoliczności. Lubiła pić koniak. Była świetnym kierowcą, jeździła też motorem, a w młodości była też na kursie szybowcowym.
Będzie nam Ciebie brakowało.
ps: Zdjęcie wykonała Magda Makar podczas naszego ślubu we wrześniu. To jedno z ostatnich zdjęć mojej Babci.
ps: Zdjęcie wykonała Magda Makar podczas naszego ślubu we wrześniu. To jedno z ostatnich zdjęć mojej Babci.
poniedziałek, 9 marca 2015
przy3manie
Chyba mamy wiosnę - mówimy jednak szeptem, nie zapeszamy. Piękna słoneczna niedziela i wspólny spacer na wieś, znów do Puńcowa. Pachniało wakacjami, tymi z lat dzieciństwa, na wsi. Zapachy powszechnie zwane jako "swojskie", obce i dziwne dla mieszkańców miast. Dla Pańci i Pańcia - chwilowo były to zapachy nieznośnie, zwłaszcza te, wyrzucone z obory tuż przy drodze. Dla Vegi - zapachy cudne i ujmujące (podobnie chyba na Pańcie działa nowe Opium). Vega szczęśliwie nie namierzyła źródła zapachu, bo zapewne, postępując podobnie jak Pańcia w drogerii, zabrałaby sobie próbkę, Tym razem obyło się bez wpadek: Vega w niczym się nie wytarzała i nic nie zjadła. Nie pogoniła też za zajączkiem, bo Pańcia była szybsza i prędzej zajączka zobaczyła niż Vega go poczuła. Możliwość, że V zajączka by dogoniła była raczej nikła, bo ten był daleko a i zwrotny jest bestia. Gorzej, że na drodze miedzy V a zajączkiem znajdował się drut kolczasty, a jak pies biegnie, to wiadomo - nie patrzy. I tak spacer niedzielny w pierwszym wiosennym słońcu pełen jest wyzwań, Trzeba uważać i przewidywać. Oczywiście dużym ułatwieniem jest smycz - jeśli psa nie puszczamy o nic się martwić nie musimy. Ale jeśli ktoś widział Vegę biegnącą, wie, że wyżełek musi pobiegać. A jak wyżeł biega wolno, trzeba uważać i w porę pieska przytrzymać, jak na zamieszczonym wyżej obrazku.
poniedziałek, 2 marca 2015
niby wiosna
Podobno zaczęła się już meteorologiczna wiosna. Podobno, bo ciągle jest zimno, podobno, bo ciągle wychodząc na spacer Pańcia zabiera rękawiczki. Ale wczoraj świeciło słońce i jak to zwykle w zwyczaju mamy czynić - wybraliśmy się na długi niedzielny spacer. I rzeczywiście, coś jest na rzeczy z tą wiosną i na głównych cieszyńskich szlakach spacerowych pojawili się ludzie spragnieni słońca i powietrza. Vega chyba też wyczuła wiosnę bo kiedy tylko została spuszczona ze smyczy odegrała klasycznego szalonego pieseła, biegając we wszystkie strony z dużą prędkością. Człowiek może się od psa uczyć radości życia i radości z niby wiosny.
środa, 25 lutego 2015
instrukcja
Drodzy Państwo! Z
radością prezentujemy Wam instrukcję jak przekonać psa, aby zajął miejsce inne
w naszym domu niż kanapa. Oczywiście, jeśli dysponują Państwo kanapą
większych rozmiarów, nie ma problemu – pies leży z Wami. Jeśli jednak
posiadacie jedynie skromną sofę (jak my), instrukcja może się okazać przydatna.
Przede wszystkim należy udać się do sklepu typu castorama i zakupić piec/
kominek/ kominek wolno stojący powszechnie zwany kozą – my wybraliśmy ostatnią
opcję. Ustawiamy obiekt grzewczy w strategicznym miejscu, proponujemy duży
pokoju gdzie spędzamy wspólnie czas. Kolejny krok to instalacja pieca, tu z
ewentualnymi pytaniami należy zwrócić się do Pańcia – specjalisty. Instalacja
łączy się ze sporym stresem, nerwami i sprzątaniem. Na koniec zapraszamy Pana
Kominiarza (uprzedzamy, czasem przychodzi ubrany całkiem zwyczajnie więc nie
warto łapać się za guzik) i odpalamy piec. Przed piecem kładziemy coś miękkiego
i już nawet nie musimy namawiać psa, aby położył się w przygotowanym przez nas
miejscu. Koszt około dwóch i pół tysiąca złotych. Polecamy.PS: od Pańcia:
„należy zakupić czujnik czadu” jakoś tak.
czwartek, 5 lutego 2015
wspólne czytanie
I tak nam mija dzień. Pańcia na kolanach ma głowę psa, a na głowie psa - książkę. W piecu się pali a my siedzimy pod kocem. Pańcia zaobserwowała ciekawe zjawisko: jeśli nakryć szczelnie kocem psa, ten zaczyna głośno chrapać. Vega (poza chrapaniem) jest bardzo grzeczna i pozwala czytać godzinami. Warunek jest prosty: pies siedzi/leży blisko człowieka, opierając łeb na jego kolanach lub ramieniu. Dobrze jest mieć takie towarzystwo podczas lektury.
ps: Towarzystwo się wykruszyło; Vega pobiegła do ogrodu obserwować bażanty przechadzające się po sąsiedniej posesji. Najwyraźniej lektura już ją znużyła.
ps: Towarzystwo się wykruszyło; Vega pobiegła do ogrodu obserwować bażanty przechadzające się po sąsiedniej posesji. Najwyraźniej lektura już ją znużyła.
poniedziałek, 2 lutego 2015
co proszę?
"Czy Ty mnie wołasz? Mnie? Właśnie mnie? Teraz?" - te wszystkie pytania zdają się pojawiać w łepku Vegi na dźwięk wykrzyczanych przez Pańcię słów: "Vega do mnie!". Ale nie ma co narzekać. Vega przychodzi raczej dość chętnie; zawsze to dodatkowa okazja do przebieżki. Na szkoleniach, gdzie ćwiczymy różne komendy, komenda "Vega do mnie!" jest chyba Vegi ulubioną, bo można się przebiec, a nie tylko iść przy nodze albo siedzieć i czekać. Vega przychodzi raczej chętnie jakieś 4 na 5 razy. Czasem niestety jakiś zły duszek podpowiada psu psie uniki, w bok skoki i inne nieprzewidziane zachowania. Powołaniem Vegi nie jest bezwzględne posłuszeństwo - to pewne. Powołaniem jest łąka i las i bieganie, bieganie, bieganie.
wtorek, 27 stycznia 2015
nos w śnieg
Styczeń to najgorszy miesiąc w roku. W styczniu jest też najgorszy dzień w roku. Wszystko jest szare, ewentualnie białe i nawet jeśli lubi się zimę to ma się jej serdecznie dość. Pańcia myśli sobie, że chciałaby być niedźwiedziem i spać, przespać to całe zimno. Ale są tacy, co zimę wyjątkowo lubią, a zwłaszcza lubią śnieg. Vega jest gorącą miłośniczką białego szaleństwa, oczywiście tego, w psim wydaniu. Jak wygląda psie białe szaleństwo? To proste! Przede wszystkim wkładamy nos w śnieg. Im więcej śniegu, tym lepiej, bo dobrze jest wsadzić nos w śnieg głęboko. Potem biegniemy przed siebie. I tak na zmianę. Nie trzeba się zatrzymywać, jest możliwość, choć trudna dla początkujących, biegania z nosem w śniegu, a zatem bez patrzenia przed siebie. Jeśli zatem jesteś człowiekiem, który jak ja - Pańcia nie lubi zimy, ale chcesz w sobie odnaleźć wewnętrzne szczęście i radość, propozycja jest prosta: spróbuj iść tropem psa! Nos w śnieg i biegniemy.
czwartek, 1 stycznia 2015
Do Siego 2015!
Smutny jest Sylwester żony muzyka. Muzyk w pracy, a żona zostaje w domu z psem. Ale dla psa to jest jeszcze trudniejszy wieczór. Nie wiemy jak w innych miastach, ale w Cieszynie zaczęto strzelać tuż po zmroku czyli około 16.00. I tak do północy, oczywiście z apogeum o 12.00. Vega nie szczeka z powodu wystrzałów, ale bardzo sie niepokoi; chodzi nerwowo po pokoju, a jeśli Pańcia idzie do łazienki czy kuchni - Vega idzie za nią, krok w krok. Z tej okazji Pańcia pozwoliła nawet siedzieć psu na kanapie w dużym pokoju - razem raźniej.
Mimo niesprzyjających warunków weszłyśmy z Vegą w Nowy Rok w dobrych nastrojach. Mamy dużo planów na nadchodzące dni. Może jeszcze w tym miesiącu zmieni się coś w naszym życiu. Ale o tym sza! Nie zapeszajmy! A dla Wszystkich, którzy w mijającym roku śledzili nasze przygody życzymy Wszelkiej Wspaniałości! Radości z życia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)