czwartek, 15 września 2016

auto

A tak nasze zwierzęta prezentują się w samochodzie. Jeszcze nie mamy wypracowanej strategii przewożenia, która byłaby w pełni zadowalająca, ale pracujemy nad tym. Tylne siedzenia złożone i dużo miejsca dla piesków. Idealne byłyby klatki ale ich ceny są zastraszające, więc chyba już zaczniemy odkładać.
Pieski sprawują się w samochodzie grzecznie i chyba z każdą kolejną wycieczką jest lepiej. Mazurek uznał samochód za swój teren, więc kiedy jest w środku nikt nie ma prawa przejść obok samochodu bo zostanie obszczekany.  Vega tradycyjnie nic sobie z przechodniów nie robi, za to pilnie obserwuje drogę, jakby chciała powiedzieć Pańci gdzie dokładnie ma jechać. A jechać ma wiadomo, do lasu na łąkę, gonić zające.

Czantoria Mała

Sezon wycieczkowy uważamy za otwarty! od kilku tygodni w naszej rodzinie jest coś, co ułatwia nam przemieszanie się - auto. Pańcia (z pewnym trudem) zdała egzamin na prawo jazdy i możemy się cieszyć podróżami, choć chwilowo najbardziej nas cieszy kiedy możemy z auta wysiąść. Łatwo nie jest; Pańcia nie jest jeszcze mistrzem kierownicy, ale wszyscy starają się być dla niej wyrozumiali. Najbardziej wyrozumiały jest Mazurek, który grzecznie siedzi przy tylnej szybie i podziwia widoki. Najmniej wyrozumiały jest oczywiście Pańcio, ale czy warto się na ten temat rozwodzić?
I tak, udało nam się dojechać do pobliskiej miejscowości - Cisownicy, zostawić auto na parkingu i wejść na Małą Czantorię. Pieski dały radę, a jeszcze nas wciągały na górę. Trochę gorzej było, kiedy schodziliśmy w dół, po kamieniach, a pieskom się śpieszyło, a ludziom mniej, bo na dwóch nogach dużo gorzej schodzi się z góry niż na czterech. Jak jednak widać na załączonym obrazku wszyscy jesteśmy szczęśliwi, zapewniam, że Pańcio znajdujący się poza kadrem - również.

czwartek, 28 lipca 2016

zmiany

Pańcio, zwany także Mężem, zwrócił uwagę, że od dawna nie pisaliśmy na blogu. Cały czerwiec - nic! No tak, ale zaszło w tym czasie wiele zmian, a Pańcia miała urwanie głowy w pracy.
Zacznijmy od najważniejszego: przeprowadziliśmy się. Niestety nie mamy już ogrodu, ale przeprowadzka była konieczna i teraz musimy przyzwyczaić się do nowych okoliczności. Nie jest źle! Codziennie chodzimy na długie spacery, średnio 8 km dziennie. Pańcio jest bardzo dzielny, bo kiedy my odpoczywamy i byczymy się w domu, on ciężko pracuje, a po pracy idzie jeszcze na spacer. W ten sposób, chodzenia mamy chyba nawet więcej niż wcześniej i tylko nasiadówek w ogrodzie trochę brak. Brak siedzenie przed furtką, naszczekiwania na intruzów, albo tropienia jeży.
Mazurkowi trochę trudno przestawić się na "miejskie standardy"; blisko naszego nowego domu jest piękna trasa spacerowa, pełna biegaczy, rowerzystów i rolkarzy - tych Mazurek nie lubi. Niestety, jak wiele psów, na rowery się rzuca wyrażając swoją niechęć. Trzeba zatem pracować. I tak, Mazurek zamiast sobie odpoczywać po trudach ciężkiego życia w lesie, musi znów przejść szkołę.
Zmiany dotyczą także relacji między Mazim a Vegą, bo w ostatnim czasie zaczęły chętniej spać obok siebie, nawet na mniejszej kanapie. Jak widać zmiany zacieśniają więzy!

środa, 27 lipca 2016

Psi Bohater

Mazurek jest już z nami 7 miesięcy! W tym czasie dużo się wydarzyło, Mazi sprawił nam kilka problemów wychowawczych, ale o tym potem, a teraz czas na piękną choć smutną historię.
Mazi może i ma swoje za uszami, ale trzeba mu to wybaczyć, bo jest prawdziwym psim bohaterem. O jego przeszłości nie wiemy nic aż do momentu kiedy został znaleziony w lesie. Mieszkał tam z małą suczką (na zdjęciu). Żywił się czym popadnie, zdarzało mu się i ukraść kurę z gospodarstwa ku oburzeniu właścicieli. Był zapewne przeganiany, bity, nikomu niepotrzebny bezpański pies co mieszkał w lesie. A jednak komuś był potrzebny. Znalezione, złowione jedzenie przynosił tej małej suni i pozwalał jej jeść pierwszej, chronił ją i dbał. Zostali rozdzieleni, Mazi trafił jeszcze do dwóch domów i do domu tymczasowego, zanim trafił do nas. Mamy nadzieję, że jego mała przyjaciółka też znalazła dom.
I tak, kiedy siedzę sobie na kanapie, z komputerem na kolanach i piszę ten tekst, a Mazi leży obok, myślę sobie, że musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby ten pies był szczęśliwy.

środa, 25 maja 2016

zmęczenie

Czasem jesteśmy pytani przez naszych znajomych, którzy nas odwiedzają, czemu nasze psy ciągle śpią? Czemu są takie grzeczne i leżą? Odpowiedź jest bardzo prosta! Trzeba użyć magicznego zaklęcia! To oczywiście żart. Żadna magia tu nie dział, a jedyny sposób to... zmęczyć psa.  Dawno temu, kiedy przygotowywałam się do przyjęcia Vegi w naszym domu, przeczytałam słowa, że szczęśliwy wyżeł to zmęczony wyżeł. I tego się, wraz z Pańciem, trzymamy! Nasze pieski dostają konkretny wycisk, długie spacery, bieganie, ale na tym zdjęciu coś innego je zmęczyło. Pieski są zmęczone psychicznie po dużym wysiłku, a mianowicie szkoleniu posłuszeństwa. Pamiętamy jeszcze nasze pierwsze szkolenia z V; była tak zmęczona, że spała przez resztę dnia. Teraz do szkoleń dołączył Mazi. Idzie mu całkiem dobrze, tylko z siadaniem na komendę ma problem. I tak, znów mamy grzeczne psy, szczęśliwe bo zmęczone.

wtorek, 24 maja 2016

plener

Kiedy Mazurek pojawił się w naszym domu zastanawialiśmy się czy równie chętnie jak Vega będzie z nami chadzał na długie spacery i biegał. Okazało się, że spacery to jest to, co Mazi lubi najbardziej (lubi jeszcze leżeć na kanapie i jeść zwłaszcza śniadania). Kiedy tylko pieski wyczują, że coś się święci, że nadchodzi upragniony spacer, zaczynają przedreptywać, chodzić za nami, ogólnie wyrażać swoje zniecierpliwienie, że niby idziemy, ale ciągle nie wychodzimy i z jakich to powodów trwa to tak długo. Mazi tu przoduje: głośno pojękuje i cieszy się całym ciałem. Inaczej też niż Vega chętnie podkłada łeb, żeby założyć mu obróżkę i szelki, V oczywiście kieruje głowę w drugą stronę, dając do zrozumienia, że obroży nie potrzebuje ani trochę.
W czasie spaceru wszystko nas ciekawi, a kiedy zaczynamy biec Mazi nie ma sobie równych. Jak się okazuje to idealny pies pociągowy, który zdaje się nie męczyć. M ciągnie przed siebie, kiedy V już się pokłada na zielonej trawce. Trzeba dostosować do psów tępo i dystans, choć co do tego ostatniego mamy jasność - spacer musi być długi, najlepiej taki 10 km, albo i więcej. Po takim spacerze można zasnąć z poczuciem dobrze spędzonego dnia i mówię tu zarówno o psach jak i ludziach.

środa, 11 maja 2016

pływak


Mazi pływa! Tego właściwie się po nim spodziewaliśmy bo dał się nam już poznać jako pies nieustraszony i zdeterminowany. Mimo moich wątpliwości Pańcio postanowił dać się wczoraj Maziemu wybiegać w naszym ulubionym miejscu, w którym też często puszczamy Vegę. Nasze miejsce to półwysep na rzece Olzie, a zatem miejsce odgrodzone wodą i pies nie ma gdzie ewentualnie uciekać. No chyba, że tak jak Mazi ucieknie do wody. I tak nasz drogi M wskoczył ochoczo do rzeki i puścił się za kaczkami. Kaczki zdołały umknąć, Mazi po pewnym czasie zdecydował się wrócić, oczywiście cały mokry i "pachnący" w ten charakterystyczny dla mokrego psa sposób. Vega stała tylko na brzegu i oczekiwała na rozwój wydarzeń. Przypomnę, że V nie pływa i ogólnie nie pała do wody sympatią od kiedy załamał się pod nią lód, kiedy to jeszcze szczenięciem była. Może się jednaka da przekonać Mazurkowi?

piątek, 22 kwietnia 2016

przepychanie

Pisałam już jak bezwzględna bywa Vega w swoim rozpychaniu się na posłaniu. Tu zarejestrowaliśmy efekt działań V. Początkowo na posłaniu leżał sam Mazi, przyszła Vega, położyła się obok i tak się rozpychała, że biednego Mazutka przepchnęła z leżanki na poduszkę małą, za małą dla naszego wyżełka. Winę za tę sytuację ponosi jednak nie Vega, a jak sądzę - jej budowa i wyjątkowo długie łapy. No bo czy ktoś zmieściłby się na posłaniu mając tak długie nogi?

na kanapie

Czasem u nas bywa tak; dwa psy, razem, na kanapie. Wiem, że u innych właścicieli psiej sfory jest to obrazek normalny, ale u nas - nie. Ciągle trwa podjazdowa wojna kto zajmie najlepsze miejsce. I tak: z dwóch legowisk jedno jest preferowane i trzeba je szybko zająć jeśli ludzie akurat zajmują kanapę. Jeśli ludzie nie zajmują kanapy (np w nocy) należy zrobić wszystko aby na kanapie być pierwszym bo drugie może się nie zmieścić. I tu przyznaję - jest to nasz błąd, bo zwyczajnie mamy za małą sofę! Właściwie to nie sofa a sofka, nie kanapa, a kanapka. Dwa duże psy kiedy zwiną się w kłębuszki oczywiście mieszczą się na kanapce bez problemu, ale co jeśli któreś zechce rozprostować nogi? A zatem, co tu dużo gadać, trzeba zainwestować w nowy mebel, tak żeby wszyscy mogli się poczuć swobodnie.

sobota, 12 marca 2016

wystawa w ULu

Vega i Mazurek to nieliczne psy, które regularnie odwiedzają galerie sztuki. Tu widzimy naszych bohaterów na wystawie Memów Marty Frej w ULu KULTURY Pracowni Dobrych Praktyk w Cieszynie. Mazurek w galerii jest bardzo grzeczny, jest tylko jedno "ale": za bardzo bierze sobie do serca pilnowanie wystawy i najchętniej nie wpuściłby żadnych zwiedzających. Vega nastawiona jest bardziej przyjaźnie, choć też zdarzyło jej się naszczekać na miłośnika sztuki. Zapewniamy jednak, że wszyscy goście są w ULu mile widziani.

czekając na słońce

Pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza: od tygodnia leje, jest ciemno i zimno. Pozostaje patrzenie przez okno i oczekiwanie na słońce. Oczywiście nie jest tak, że nie wychodzimy w ogóle! Ale kto by liczył takie krótkie spacerki i jeszcze krótsze posiedzenia w ogrodzie? (Bo w ogrodzie psy siedzieć nie chcą kiedy pada i nawet głos bażanta nie budzi ich entuzjazmu, jak to zwykle bywa.) Spacer to minimum 8 kilometrów i przynajmniej część tego dystansu musi się odbywać be smyczy, albo przy wspólnym bieganiu. To uszczęśliwia psa i człowieka. A teraz nieszczęśliwi siedzimy w domu. A na dodatek Pańcio wyjechał. Takie smuteczki psie i ludzkie.

piątek, 5 lutego 2016

spotkanie sąsiedzkie

Naszym sąsiadem jest Kaktus, którego już na blogu przedstawialiśmy. Kaktus jest ze schroniska, ale ze swoją Panią mieszka już od dawna. Jest psem dość terytorialnym, co oznacza, że wszędzie sika i obszczekuje przechodniów, którzy pozwalają sobie przechodzić obok naszego płotu. Kaktus nie jest też kastrowany, bo w zamierzchłych czasach z których pochodzi nie było jeszcze takiego wymogu w schroniskach. Teraz jest. To wszystko sprawiło, że nieco obawialiśmy się jak Kaktus przyjmie Maziego. Ale wszystkie nasze obawy okazały się płonne, bo polubili się i mają nawet wspólne zainteresowania: obszczekiwanie przechodniów a także, sporadycznie, przejeżdżających aut. Teraz Kaktus wreszcie ma kompana do szczekania, bo Vega nie jest zainteresowana taką formą rozrywki, woli bieganie, wskakiwanie, przepychanie się. Na zdjęciu został udokumentowany rzadki przypadek wspólnej zabawy, bo Kaktus z Vegą bawić się nie chce, bo Mała jest dla niego za duża, za szybka i w ogóle - zbyt intensywna. Mazi znosi swoja współlokatorkę ze spokojem i cierpliwością godną greckich stoików. A co do wspólnego spędzania czasu przez Kaktiego i Maziego to są już poważne męskie sprawy: szczekanie i pilnowanie.

czwartek, 4 lutego 2016

różnica

Komuś kto nie znał nigdy żadnych psów możne się wydawać, ze pies to pies; każdy ma te same potrzeby, te same rzeczy lubi i tych samych rzeczy unika. A jednak nic bardziej mylnego. Podobnie jak ludzie się między sobą różnią tak różnią się i psy. Obecnie możemy obserwować to zjawisko na żywych organizmach: Vedze i Mazim.  Vega nie należny do psów, które lubią jakość szczególnie głaskanie. Nigdy też nie podchodzi do nas i nie podtyka nam głowy do głaskania. Co innego Mazi! Gdyby mu tego nie wyperswadować, mógłby wtykać swój łeb pod rękę lub pachę bez końca. Głaszcz! Mazi jest typowym pieszczochem, nigdy nie ma dość i dopiero nasza zdecydowana odmowa dalszego kontynuowania pieszczot - zniechęca go. Vega natomiast, ma inny sposób na bliskość: usiąść obok na kanapie, ale tak, że właściwie siedzi na człowieku, położyć się w łóżku z głową, a najlepiej połową tułowia na tułowiu Pańcia - to jest bliskość w wydaniu Vegi. Pisząca to Pańcia nie znosi takiego uwalania się! Vega potrafi to zaakceptować i "uwala" się jedynie na Pańciu. Niestety Vega zapragnęła "uwalać się" także na Mazurku. I chociaż pieski mają do dyspozycji osobne, wygodne leżenia , Vega woli leżeć na przysłowiowej "kupie". A Mazi nie: Mazi nie lubi kiedy kościsty zadek Vegi pakuje się na jego posłanie i potrafi, o zgrozo!, warknąć! Dziś jednak Mazi i Vega spędziły noc na kanapie w pokoju gościnnym i nikt nikomu nie dokuczał. Może i Vega starała się nie pchać swoim zwyczajem?
I tak: choć się różnimy to się przyjaźnimy.

środa, 6 stycznia 2016

pospane

A tak Vega i Mazi spędzają czas kiedy akurat nie są na spacerze, albo nie buszują w ogrodzie tropiąc ślady bażantów, które zimą chętnie się u nas pojawiają, dosyć ryzykownie. Legowiska są wymienne, oczywiście lepsze jest to bliżej pieca, a najlepsza jest kanapa i łóżko Pańciów. Ci jednak wolą te dwa meble zachować dla siebie, a kompromis polega na tym, że kanapa jest do dyspozycji psów nocą. Swoją drogą, ciekawe czy istnieje legowisko dla psa, które ten wybrałby chętniej niż kanapę czy łóżko, zwłaszcza z czystą pościelą :)

Mazurek

Oficjalnie przedstawiamy naszego nowego przyjaciela - Mazurka. Mazurek jest wyżełkiem niemieckim i pochodzi z fundacji SOS dla wyżłów. Przez długi czas był bezdomny, błąkał się po lesie, aż trafił do domu zastępczego pod Ostrowem Wielkopolskim. Tam w towarzystwie innych wyżłów czekał na nowy dom. Zauważyliśmy Mazurka już dawno, na profilu facebookowym wspomnianej fundacji. Długo nie mógł znaleźć domu, bo chyba czekał na nas.
Mazurek ma pięć lat i swoje przyzwyczajenia, swoje przyjemności (jak wychylanie łebka do słońca, co widać na dołączonym obrazku) i swoje antypatie: samochody i obcych ludzi. A teraz musi swoje przyzwyczajenia zmienić, aby żyło nam się lepiej: oswajamy go z ruchem ulicznym i przechodniami. Nie jest łatwo, ale Mazi szybko się uczy. Nowy pies, zwłaszcza starszy, po przejściach, wymaga uwagi i pewnego napięcia: Pańcia jeszcze nie wiem jak Mazi się może się zachować w danej sytuacji i czego może po nim się spodziewać. Obwąchujemy się i nie napiszemy, że jest dobrze bo nie chcemy zapeszać.

wtorek, 5 stycznia 2016

nieśpieszność

Kolejna wspólna inspirująca lektura. Tym razem trochę służbowo, ale niezwykle przyjemnie. Czytamy książkę mojej koleżanki z pracy Doroty Sieroń-Galusek "Moment osobisty. Stempowski, Czapski, Miłosz". To niezwykłe, móc się zanurzyć w świecie tak odmiennym od naszego, świecie sprzed II wojny światowej. Co różni te światy, dawny i współczesny? Dla mnie największą różnicą jest pośpiech i współczesny ciągły brak czasu. Od lat zastanawia mnie to zjawisko, które Gadamer nazwał "pustą krzątaniną"; śpieszymy się, ale sami nie wiemy gdzie, pędzimy, ale nie wiemy za czym. Nakręcają nas nierzeczywiste potrzeby: musisz zarabiać więcej, by móc kupić więcej niepotrzebnych rzeczy. Telewizja, internet zjadają nasz czas, zasiadamy przed ekranem, mijają godziny, a my nie wzbogaciliśmy się nawet o jedno mądre zdanie, o jedną myśl. Nieśpieszność - kategoria, która pojawia się w tej książce, czasem staje się i naszym udziałem. W okresie świątecznym, możemy posiedzieć z książką i psem na kolanach, zaparzyć ciepłej herbaty, patrzeć jak za oknem pada śnieg, a sikorki buszują w karmiku. Czego jeszcze potrzeba do szczęścia?

niedziela, 3 stycznia 2016

Pan Królik

Nie pisaliśmy o Panu Króliku dużo. Był raczej mistrzem drugiego planu; nie chodził z nami na spacery i nie przysparzał wielu kłopotów. Na jego koncie możemy odnotować: zgryzioną ściankę działową i drzwi, kilka książek, nogi stołu i nakrycie łóżka, a to wszystko jeszcze zanim nauczyliśmy się przystosowywać pomieszczenia do potrzeb zajęczaka (należy bowiem pamiętać, iż królik nie jest jak powszechnie się sądzi gryzoniem, ale zajęczakiem właśnie). Pan Królik odszedł od nas przed końcem starego roku. Przeżył ze mną osiem lat (dopiero później dołączył do nas Pańcio i V). Może się wydawać, że takie zwierzątko nie jest bardzo kontaktowe, ale przecież to właśnie Królik poprowadził Alicję do króliczej nory! Gdyby nie on, Alicja nigdy nie trafiłaby do fantastycznego świata i nie poznałaby Kapelusznika.
Pan Królik był łasuchem - domagał się jedzenia zawsze, nawet kiedy miał pełną miskę. Przyzwyczaił się do obecności Vegi i do jej pór karmienie i także w tym czasie oczekiwał posiłku. Był też pieszczochem, lubił się głaskać, przesiadywał chętnie pod naszymi nogami tak, abyśmy mogli go miziać kapciami. Pan Królik zakochał się tylko raz, jak mi wiadomo. Jego wybranką była różowa piłka siatkowa.
Jeśli komuś się wydaje, że był to tylko królik to odpowiem tak, był to tylko królik, jak my jesteśmy tylko ludźmi. Dla mnie jednak był to wyjątkowy królik, Pan Królik.